Mężczyźni pracujący na stanowiskach kierowniczych, profesorowie czy osoby wykonujące wolny zawód, podobnie jak zwykli pracownicy, mają czasem wrażenie, że to, co robią, nie daje im żadnej sposobności do wykazania się „męskimi” cechami ani szans sprawowania kontroli nad tym, co dzieje się w ich pracy. Jednak ci pierwsi mogą przynajmniej odcierpieć skutki rodzącego się z takiej sytuacji stresu w klimatyzowanych biurach, gdzie ściany są dźwiękochłonne, biurka dobrze oświetlone, filtry wychwytują pyłki kurz, a sekretarki zwracają się do przełożonych łagodnym głosem. Tymczasem dla większości szeregowych pracowników warunki pracy nie dają szans ucieczki przed stresem, a przeciwnie są jego dodatkowym źródłem. Główne problemy to hałas, upał, zapylenie, przykre zapachy i słabe oświetlenie. Melvin Glasser szacuje, że 40% robotników w Stanach Zjednoczonych pracuje w hałasie o natężeniu szkodliwym dla zdrowia, przekraczającym poziom siedemdziesięciu decybeli, co równa się mniej więcej hałasowi wytwarzanemu przez odkurzacz pracujący w odległości zaledwie pięciu metrów od nas. Przypomnijmy w tym miejscu badania naukowców z Izraela, do których się odwołuję w trzecim rozdziale tej książki, z których wynika, że wysokiemu poziomowi hałasu w miejscu pracy odpowiada większe napięcie obserwowane u pracowników, wzrost ciśnienia krwi i szybsza praca serca. Harold Viso- tsky opisuje przypadek osób wprowadzających dane do komputerów jego zdaniem „grupy zawodowej, w której stres związany z pracą należy do największych, ponieważ praca powoduje nadwerężenie oczu”. Visotsky zauważył, że wystarczyło zapewnić tym pracownikom co godzinę kwadrans przerwy, a ich wydajność wzrosła o 25%!