O „przyglądaniu się sobie” mówiono najpierw w gabinetach seksuologów, określając tym pojęciem zachowanie mężczyzn zaniepokojonych własną impotencją, którzy w czasie gry wstępnej bez przerwy starali się sprawdzać, jak dalece (i czy w ogóle) postępuje u nich erekcja, chcąc upewnić się, czy radzą sobie jako kochankowie, co prowadziło niechybnie do problemów ze wzwodem.
„Przyglądanie się sobie” to zatem sprawdzanie, jak sobie radzimy z daną czynnością w trakcie jej trwania, a nie po zakończeniu. To przypadek tenisisty, który odbijając piłkę, zaczyna się zastanawiać, czy trzyma rakietę pod właściwym kątem. To przypadek szefa działu sprzedaży, który w trakcie rozmowy z podwładnym bądź klientem zastanawia się, czy jego głos brzmi wystarczająco zdecydowanie. To przypadek księgowego zastanawiającego się, czy poprawnie sumuje kolumny, który gubi się w rachubie i musi zaczynać wszystko od początku. To przypadek młodego człowieka na dyskotece, zastanawiającego się, czy aby czasem nie tańczy jak słoń, na skutek czego gubi rytm.