Ktoś chce się wyróżnić i być zauważony, pragnąc jednocześnie pozostać członkiem zespołu. Jeśli będzie próbował działać na własną rękę, najprawdopodobniej koledzy uniemożliwią mu to, a niewykluczone, że straci posadę, ponieważ nie potrafi pracować w zespole. Jeśli wtopi się w tłum, szanse na to, by dalej piąć się w górę, będą znikome. Okres między czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem życia stanowi „dekadę ryzyka”, kiedy to zajmujący kierownicze stanowisko mężczyzna może doświadczać podwójnego stresu. Z dołu napierają często przedstawiciele młodszego pokolenia, przedstawiciele zaś starszej generacji blokują marsz w górę. Jeżeli mówimy wtedy o kimś, że się wypalił, znaczy to nierzadko, że płonie z wściekłości z powodu tego, iż utknął w martwym punkcie bądź nie ma już na swoim koncie żadnych sukcesów. Po przekroczeniu pięćdziesiątki nasz bohater powinien już korzystać z dobrodziejstw, jakie niesie ze sobą status ogólnie poważanego męża stanu, znającego wszystkie tajniki działania wielkiego biznesu i posiadającego mądrość polityczną, przychodzącą z doświadczeniem. Wielu z takich mężczyzn awansuje wtedy bardzo wysoko, stając się przy okazji mentorami dla młodszych kolegów. Jednak jeszcze większa ich liczba doświadcza stresu z powodu braku poczucia kontroli nad meandrami gospodarki narodowej lub nad własną przyszłością w swoim miejscu pracy. Może pojawić się w ich życiu konieczność przejścia na emeryturę, a dotychczasowi protegowani mogą stać się przeciwnikami. Według Blotnicka 40% protegowanych zostaje zwolnionych z pracy właśnie przez swych dotychczasowych opiekunów.