Przykazanie wpajane mężczyznom nie zmienia się: „Nie zawiedź zespołu. Liczymy na ciebie”. Im bardziej znamienity gracz, tym większej podlega presji. Najpierw starasz się dla rodziców. Potem chcesz jak najlepiej wypaść przed rówieśnikami. Wreszcie starasz się dla samego siebie, a to ostatnie kryterium odniesienia bynajmniej nie zmniejsza związanego z tym stresu. Można nawet powiedzieć, że chęć sprostania stawianym sobie samemu wymaganiom to najbardziej stresujące ze wszystkich doświadczeń! Do zakodowanych jeszcze z czasów dzieciństwa oczekiwań ze strony rodziców, by osiągnął sukces, by cechowała go asertywność i by otrzymał za to w życiu należną mu nagrodę, starający się sprostać wymogom swej pracy zawodowej mężczyzna dokłada własne przykazania. Wciąż stawia sobie nowe cele, bezustannie sam siebie oceniając. Pensja, tytuł przed nazwiskiem, wielkość biura i jego lokalizacja, liczba podwładnych, stopnie naukowe, nagrody, wszystko to jedynie symbole jego wytrwałych dążeń i starań. Samo zwyciężanie staje się dla niego ważniejsze od tego, co osiąga dzięki swemu zwycięstwu, a każdy sukces skłania do wyznaczania sobie jeszcze ambitniejszych celów. Pewien lekarz sportowy tak opisał ten dylemat: „Żaden mężczyzna nie zadowoli się niczym skromniejszym od tego, do czego przywykł, mimo iż zazwyczaj jest to więcej niż mu trzeba”.